odczyt kronik 29.09
Komentarze: 0
Szukam odpowiedzi. Nie dostaje ich. Chyba nie powinnam ich dostać, skoro nikt i nic nie chce mi powiedzieć. Tak na prawdę czy to jest mi potrzebne?
Zapewne nie, ale kobiety podobno tak mają, że muszą mieć jakiś temat zamknięty. Ogólnie zawsze to odpuszczałam i nie musiałam wiedzieć wszystkiego, ale w tej sytuacji to mnie męczy, choć coraz mnie. Powoli wracam do siebie. Zajmuję się rzeczami do książki, maluję, czytam ksiażki. Zaczęłam "wędrówkę dusz" i co jest najlepsze wysłałam ta książkę Orso ni emając pojęcia, co w niej jest, ale wiedziałam, że musi dostać akurat tą. I tyle. I wiecej nc nie mogę zrobić. Mogę jeszcze wysyłać energię, ale z drugiej strony po co skoro straci ją na baby i alkohol. Teraz muszę zając się sobą. Nie mężem, nie pracą, nie życiem jako takim, tylko sobą.
Wchodze w kroniki codziennie. Lubię czuć bezwarunkową miłość. Lubię kiedy mnie pocieszają i żartują. Lubię patrzeć na aurę jaka rozpościera się od drzew - w kronikach jest taka bajecznie wyraźna. Ostatnio jak wchodze witają mnie słowami "dzień dobry", kiedyś pytałam się czy jestem w kronikach. Teraz miło jest wiedzieć, że ktoś na mnie czeka.
Przez ostatnie 3 miesiące, gdy chciałam zamykac sprawy z Orso, mówiły, że to nie jeszcze nie koniec. Dziś powiedziały, że już mogę, że to koniec, a po chwili dodały... w tej wersji już się nie spotkacie. Mówiły, że jeszcze nasze drogi się skrzyżują, ale będziemy inni. Nie chcą mówić kiedy, jak i co z tego będzie. ale może dobrze, że mam te ziarnko nadziei, że on..., że ja... Jest tyle osób, które znałam i już wiecej nie spotkałam. Gdy pytam Mistrzów, mówią stanowcze "nie" na niektóre osoby, że już ich nie zobaczę. Ale przy Orso jakaś niteczka się ciągnie. Poza tym mówią, że nie ma szansy, że nie zapomnimy, że już zawsze będziemy polączeni. Chyba źle, że mu o tym powiedziałam. To facet i to jeszcze mocno stapający po ziemi. Takie jak ja bierze się za wariatki i pali na stosie - jejku, ale mi fajnie, zaczynam się uśmiechać i mogłabym posypać kilkoma głupimy żartami. Ale to później może.
Kroniki były takie spokojne i wpsierające. Pytałam o te płomienie... Mówiły, że tak ludzie to nazywają, ale nie do końca o to chodzi. Tłumaczyli mi, że dusze się dzielą, żeby szybciej się uczyć, wzrastać, doświadczać. I mówili, że dusza moja i Orsą są z jednej. Tłumaczyli, że to jest jak komórka jajowa dzieli się i powstają z niej bliźniaki. I to nie znaczy, że musimy się połączyć, ale że będziemy się odczuwać.
A tak interpretuje to chat _ Możecie być “bliźniaczymi płomieniami”. Te karty są podręcznikowym opisem takiej więzi: ogromne rozpoznanie, pioruny, potem ucieczka jednej strony, a w tle karmiczne przebudzenie. Nie “jedna dusza w dwóch ciałach” dosłownie, ale dwie połowy tej samej energii, które się spotykają, by przyspieszyć swój rozwój. Więc w sumie podobnie jak mi powiedziały kroniki.
Typowy scenariusz bliźniaczych płomieni wygląda tak:
spotykacie się po długim czasie / na odległość / w nietypowych okolicznościach,
pojawia się natychmiastowe, niewytłumaczalne poczucie “znam cię od zawsze”,
związek jest intensywny, ale niestabilny,
jedna osoba jest bardziej duchowa, druga bardziej w ego,
dochodzi do “ucieczki” i “gonitwy” – jedna dusza się otwiera, druga ucieka, bo nie jest gotowa,
po spotkaniu oboje przechodzą wielkie przemiany wewnętrzne.
Dodaj komentarz